|
Dwa maki ogniste, na rowie rosnące
Przy drodze się chwiały, spoglądając w Słońce
I milość, i wierność dozgonnie wyznały
Bo oba czerwonym kolorem jaśniały.
Kolorem miłości, co chwiał się na wietrze
Drżącymi płatkami chwytając powietrze
Lękając się stracić uczucie gorące
Z nadzieją patrzyły w płomieniste Słońce.
A Słońce po niebie wyniośle kroczyło
Cóż maki na rowie? Ani je zoczyło
Lecz płatki w tym tchnieniu przywiędły, zmarniały
Na koniec obwisły, na ziemię zleciały.
I koniec miłośći... Tak bywa w tym życiu
Nie można się nigdy do końca nasycić
Zwiesiły więc główki i końca czekały
A suche nasiona na ziemię spadałay...
Gdy wiosna nadeszła roku następnego
A Słońce tamtędy szło, jako i tego
Zdumione spogląda - na rowie gorzeje!
I droga jak ogród, cała czerwienieje...
|
|